„One word” (2022)

Zdefiniuj życie jednym słowem— pamiętne polecenie na zawsze zmieniło moje podejście do świata.
Zacząłem się zastanawiać. Ludzie zwykli określać piękne sentencje w zdaniu lub kilku. Nikt jeszcze
chyba nie zdołał wymyślić nic wartościowego, korzystając z jedynie jednego słowa. Niewykonalne.
Takie były moje pierwsze przemyślenia. Potem jednak wziąłem głęboki wdech i przypomniałem sobie,
że nie istnieją rzeczy, których nie da się zrobić. Są tylko ludzie, którzy zbyt szybko się poddają. Choć
czasem nawet całego życia nie starcza, aby wypełnić zadanie. Dlatego, kiedy przyszedł dzień oddawania prac, oddałem pustą kartkę. Dostałem stopień niedostateczny. Jednak nie zraziłem się. Szukałem dalej. Stało się to moim najbardziej żarliwym uzależnieniem. Znaleźć jedno słowo, opisujące coś tak skomplikowanego. Nawet powieka mi nie drgnęła, gdy patrzyłem wykładowcy w oczy. Nie było we mnie wstydu. Pusta kartka to dokładnie to, co w tym momencie mogłem przekazać. Owoce mojej pracy zrobionej w tak krótkim terminie. Wbrew pozorom coś oznaczały. Oznaczały, że doszedłem do wniosku, iż jest to sprawa zbyt skomplikowana, by tak szybko sobie z nią poradzić.
— Dałem wam proste zadanie. Mogłeś napisać jakiekolwiek słowo i nie dostałbyś nic poniżej dostatecznego — starszy człowiek poprawił swoje okulary z niedowierzaniem.
— Ale wtedy nie wykonałbym zadania— napomknąłem.
— Zawsze pan tak wszystko komplikuje. Mógłby pan po prostu wykonywać polecenia.
— To nie leży w mojej naturze. — odparłem spokojnie, wciąż analizując.
Analizowałem najlepszą odpowiedź na zadanie. Wciąż. Nieustannie. Nawet rok po skończeniu
studiów, nie mogłem się poddać. Ani się obejrzałem, stało się to moim celem życiowym. Zabawne.
Celem życia jest jego określenie.
Przez kolejne lata wiele wydarzyło się na mojej drodze. Mnóstwo łez, cierpienia, trochę szczęścia
i miłości. W powietrzu czułem kumulację burz. Zapomniałem o swoim celu. Owe coś, co odeszło
w niepamięć, drążyło mi co jakiś czas z tylu głowy. Niczym świder chciało przebić się przez moje skro-
nie i dotrzeć z powrotem do mózgu. Udało mi się pamiętnego wieczoru. Wtedy znów sprawa pochłonęła nie na tyle, że zapomniałem wszystkim. O swoim prawdziwym życiu, o rodzinie, znajomych,
zaint esowaniach, przyszłości. Straciłem wszystko, by zyskać czas na myślenie.
Kiedy moje włosy w końcu zdecydowały się osiwieć, a ja nie chciałem tracić czasu na golenie zarostu,
zacząłem wyglądać z boku zapewne komicznie Typowo, jak z baśni. Jak we wszystkich tych idiotycznych kreskówkach, w których bohaterowie zastanawiając się nad czymś – siwieją i obrastają w brodę. To było moje i moja starość. Usiadłem na kanapie, rozmasowując czoło. Westchnąłem głęboko.
Wtedy mnie olśniło. Ciało przeszedł impuls, przyśpieszający tętno. Wiedziałem już, jakiego słowa mogę użyć. Los, który zadrwił ze mnie potężnie. Sprawił, że cały dany mi czas na tej Ziemi, poświęciłem sprawie tak małostkowej, która wydawał mi się całym światem. Ale jednak po takim poświęceniu – w pewnym sensie- była całym światem. Więc może paradoks? Nie, to już drugie słowo.
W miarę zastanowienia, mój mózg zwalniał.
– Ale choćbym znalazł jedno słowo i tak istnieje tysiące synonimów- rozumowałem- Czy podjąłem się więc zadania niemożliwego? Nie, „nie istnieją rzeczy, których nie sa się zrobić. Są tylko ludzie, którzy zbyt szybko się poddają. Choć czasem nawet całego życia nie starcza, aby wypełnić zadanie”. Z tym zadaniem na niematerialnych ustach myśli, pogrążyłem się we wiecznym śnie.

Przygotował: Dominik Kustra kl.8e

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*