„WYCIECZKOWY ZWROT AKCJI”
ROZDZIAŁ I
ZAPISY KOLONIJNE
Zaczęło się od tego, że tata nalegał bym pojechał na kolonie do Francji.
Byłem zniechęcony tą wiadomością, lecz z moim tatą to nie przelewki…
Mam jechać – to mam jechać. Nic już tego nie zmieni, nawet te pyszne pączusie z piekarni na rogu ulicy Amberry Street. Chodzimy tam co dwa dni. Mama powiedziała, że mam tylko trzy dni na spakowanie się, ponieważ już w piątek mam autokar. Mój brat – najlepszy miętus naszej Pani Rogalińskiej – Marcel, sam chciał jechać na kolonie, lecz zabrakło miejsc. Nawet nie chcecie wiedzieć, jak ryczał przez dwie godziny zamknięty w swoim pokoju…
Moja siostra—Cammy była już raz na koloniach i dała mi radę: „Pamiętaj, gdy nagle coś ci się odmieni, to wysiadaj…”.
Uznałem to za cenną lekcję, ponieważ zawsze myślałem, że nie ma już odwrotu, tak jak w serialu „Wednesday”, gdzie dyrektorka cię wyrzuca i nie ma odwrotu.
Nadszedł dzień wyjazdu…
Moja mama była szczęśliwa, że pierwszy raz jadę na kolonie. Marcel nie mógł patrzeć na mnie i pobiegł do domu… Cammy pokazała mi kciuk uniesiony w górę.
Tata natomiast zmienił zdanie i powiedział, żebym wracał do domu… Autobus ruszył. Na kolonie pojechali moi koledzy i koleżanki.
Kuba – lubi grać w gry i się uczyć.
Lena – to taka zwariowana koleżanka.
Zosia – bystra i mądrze gada, lecz przy niektórych trochę się wstydzi.
Gabryś – śmieszny dowcipniś.
Nagle otrzymaliśmy komunikat, że kolonie do Francji zostały odwołane i jedziemy do Włoch.
ROZDZIAŁ II
NAGŁY ZWROT AKCJI
Po otrzymaniu informacji o zmianie trasy, zacząłem myśleć o radzie Cammy. Tak też postąpiłem… Postanowiłem wyjść z autobusu. Powiedziałem, że idę do toalety. Po cichu wyszedłem. Pomyślałem, że nie wrócę do domu, żeby tata nie był zły. Pewnie Marcel skakałby z radości.
Postanowiłem spędzić 10 dni na dworze…
Nie było łatwo. Lecz miałem ze sobą plecak, w którym znajdowało się chyba milion rzeczy.
Kilka drobiazgów od mamy, walkie-talkie od Cammy, słodycze, koc, zdrowe produkty, kredki od Marcela…
Od tsty to nie wspomnę…
Tak naprawdę to nie plecak, tylko wielka walizka pełna przedmiotów.
Miałem też poduszkę. Wiec postanowiłem przenocować u babci, która mieszka w okolicy. Ale przecież babcia od razu powiedziałaby mamie, że jestem u niej – pomyślałem i nie zostało mi nic innego, jak przenocować na ławeczce koło szkoły. W nocy obudził mnie nagle dźwięk wibrującego telefonu. Dzwonił Kuba, pytając gdzie jestem. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Odebrałem i wytłumaczyłem, że wysiadłem z autokaru, bo nie chciałem jechać do Włoch. Poprosiłem kolegę, żeby nie mówił nic moim rodzicom. Kuba powiedział, że się nie wygada. Pierwszy dzień na dworze okazał się zimny. Okryłem się kocem i znowu zadzwonił do mnie Kuba, żeby dowiedzieć się, jak sobie radzę. Odpowiedziałem, że noc jakoś minęła, ale było chłodno. Kuba pochwalił się, że u nich cieplutko i teraz właśnie idą do pizzerii na warsztaty i na jedzenie.
Ciąg dalszy nastąpi…
Przygotował: Filip Stępień, kl.4c
Dodaj komentarz